Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie zdolną jest zatem pojąć podniosłość i szlachetność duszy cesarza Aleksandra! Odmówiła odstąpienia wyspy Malty. Cóż odpowiedzieli Nowosilcowowi? Nic! Nie, nie, oni nie rozumieją abnegacji naszego monarchy, który dla siebie nie żąda niczego i pragnie tylko dobra całej ludzkości. Jakież ich obietnice? Żadne! A choćby i byli co obiecywali, czy możnaby się na to spuścić? Czyż Prusy nie ogłosiły Napoleona niezwyciężonym, Europę zaś nie zdolną do walki z nim? Nie wierzę ani Hardenbergowi, ani Haugwitzowi. Owa sławiona pruska neutralność, to prosta pułapka. Ufam jedynie Bogu i wzniosłemu przeznaczeniu naszego cesarza najmiłościwszego, przyszłego zbawcy całej Europy.
Zatrzymała się nagle, z uśmiechem łagodnym, że dała się tak unieść namiętnemu zapałowi.
— Czemuż nie jesteś pani na miejscu naszego milutkiego Wintzengroda! Dzięki twojej świetnej wymowie, byłabyś wzięła szturmem przyzwolenie króla Pruskiego. Koniec końców... czy mogę spodziewać się herbaty?...
— Ależ natychmiast!... O czemże to miałam mówić? — teraz była znowu całkiem spokojna. — Aha, już wiem! Czekam dzisiaj i spodziewam się dwóch ludzi niesłychanie interesujących; wicehrabiego de Mortemart, spokrewnionego przez Rohanów z książętami Montmorency. Jedna z najświetniejszych rodzin we Francji. Emigrant, ale z tych dobrych, czystej wody! Drugim jest ksiądz Morjo. To umysł tak głęboki... Wiesz zapewne książe, iż był on na prywatnej audjencji u samego cesarza.
— Tak? Będzie mi nader przyjemnie... Powiedz że