Strona:Lew Tołstoj - Chodźcie w światłości.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzieci? Jakim sposobem matki wasze mogą żyć spokojnie, wiedząc o niezabezpieczeniu swych dzieci?
— Dlaczegóż nasze dzieci są mniej zabezpieczone od waszych?
— A dlatego, że u was niema niewolników, niema majątku. Żona moja bardzo skłania się do chrześcijaństwa, nawet przez pewien czas myślała rzucić to życie. Chciałem iść z nią razem. Lecz przedewszystkiem przeraziło ją to niezabezpieczenie losu dzieci, ta nędza, która czekała je, i nie mogłem zgodzić się z nią. Było to podczas mojej choroby. Całe życie moje wydało mi się wstrętnem, i chciałem wszystko rzucić. Lecz ten lęk żony, i, z drugiej strony wyjaśnienia lekarza, który mnie leczył, przekonały mnie, że życie chrześcijańskie, tak, jak wy je prowadzicie, dobre jest dla nierodzinnych, lecz że w niem dla ludzi rodzinnych, matek z dziećmi, miejsca niema. Że przy życiu, jak wy je pojmujecie, życie, t. j. ród ludzki, powinien zginąć. I to zupełnie słuszne. Dlatego też zjawienie się twoje z dzieckiem szczególnie mnie ździwiło.
— Nie tylko jedno mam dziecko. W domu pozostało jeszcze niemowlę przy piersi i trzyletnia dziewczynka.
— Objaśnij mi to, jak się to robi? Nie rozumiem. Gotów byłem rzucić wszystko i iść do was. Lecz mam dzieci, i zrozumiałem, że, żeby nie wiem jak dobrze mi było, nie miałem prawa składać w ofierze dzieci,