Strona:Lew Tołstoj - Chodźcie w światłości.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A nie to, — mówi: tak rozbić to trzeba, i niech djabli wezmą.
Wyszedł Emeljan z pałacu z bębnem i uderzył w niego.
Gdy uderzył, zebrało się całe wojsko królewskie przy Emeljanie. Oddają mu honory, i rozkazów od niego czekają.
Zaczął wołać król z okna do wojska swego, ażeby nie szło za Emeljanem. Nie słuchają króla, wszyscy idą za Emeljanem. Zobaczył to król, kazał odprowadzić Emeljanowi żonę i zaczął prosić, ażeby oddał mu bęben.
— Nie mogę, — mówi Emeljan: Mnie, — mówi: rozbić go kazano i szczątki do rzeki wrzucić.
Podszedł Emeljan z bębnem do rzeki, a żołnierze pośli za nim. Przebił nad rzeką Emeljan bęben, i rozbiegli się wszyscy żołnierze.
A Emeljan wziął żonę i zaprowadził do siebie, do domu.
I od tego czasu król przestał go niepokoić. I zaczął on żyć sobie śpiewający, dobre — zbierać, a złe — omijać.