— Jak się miewa twoja dziewczynka? — zapytała Dolly.
— Ani?[1]. Zdrowa i teraz wygląda lepiej. Może chcesz ją zobaczyć? Chodźmy, pokażę ci... Miałam Bóg wie ile kłopotu z niańkami — zaczęła opowiadać — mieliśmy mamkę włoszkę... dobra bardzo kobieta, ale strasznie głupia! Chcieliśmy ją odprawić, ale mała przywiązała się do niej bardzo, zmuszeni więc jesteśmy trzymać ją.
— Jak urządziliście się?... — Dolly chciała zapytać, jakie nazwisko będzie nosiła dziewczynka; spojrzawszy jednak na Annę i zauważywszy, że twarz jej spochmurniała nagle, pospieszyła zmienić pytanie. — Jak urządziliście się? czyś już ją odłączyła?
Anna jednak domyśliła się, co ma na myśli jej przyjaciółka.
— Nie to pytanie chciałaś mi zadać? Chciałaś zapytać o jej nazwisko? wszak prawda?... Aleksiejowi przykro, że mała niema nazwiska; to jest, właściwie ma, Karenina... — rzekła Anna, mrużąc oczy i zakrywając je zupełnie rzęsami — a zresztą — dodała, wypogadzając czoło, później pomówimy jeszcze o tych kwestyach. Chodźmy do niej, to ją zobaczysz. Elle est très gentile... zaczyna już pełzać.
Komfort, olśniewający Dolly we wszystkich pokojach, uderzył ją najbardziej w dziecinnym. Były tu wózki, sprowadzane z Anglii, przyrządy, ułatwiające naukę chodzenia, kanapa podobna do bilardu, kołyski, nowe, specyalne wanny i t. p. Wszystko to było oryginalne angielskie, mocne, w doskonałym gatunku i zapewne nadzwyczaj drogie; pokój był duży, bardzo wysoki i jasny.
Gdy Dolly weszła z Anną, dziecko, ubrane tylko w koszulkę, siedziało na wysokiem krześle i jadło bulion, rozlewając go sobie na piersi; karmiła ją i widocznie razem z niem jadła wiejska dziewczyna, będąca na posługach w dziecinnym pokoju. Ani mamki, ani niańki nie było, obydwie znaj-
- ↑ Anna nazywała tak swą córeczkę.