Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pardon, fen ai tout plein les poches — odparł z uśmiechem, sięgając ręką do kieszeni od kamizelki.
Mais vous venez trop tard — rzekła, obcierając chustką dłoń, którą podawała koniowi cukier.
Anna zwróciła się do Dolly: na długo przyjechałaś? Tylko na jeden dzień? Do czego to podobne?...
— Obiecałam w domu... i dzieci — tłumaczyła się Dolly, czując się zakłopotaną, że swą torebkę musi wyjąć z powozu i że twarz całą ma pokrytą kurzem.
— Nie, Dolly, kochanko moja... Zobaczymy... chodźmy już! — i Anna zaprowadziła Dolly do jej pokoju.
Pokój ten nie był tym paradnym, proponowanym przez Wrońskiego, ale tym, o którym Anna mówiła, że Dolly będzie musiała wybaczyć, iż ją pomieszczono w nim. I ten pokój, za który trzeba było wybaczać, był urządzony z komfortem, wśród jakiego Dolly nie przebywała nigdy, a który przypominał jej pierwszorzędne hotele zagraniczne.
— Tom dopiero szczęśliwa dzisiaj! — odezwała się Anna, siadając na chwilę w amazonce koło Dolly. — Opowiedz mi, co tam słychać u was. Stiwę widziałam niedawno, ale tylko na chwilkę, on jednak nigdy nic nie wie o dzieciach. Co porabia moja ulubienica, Tania? Duża już zapewne dziewczynka?...
— W istocie, urosła bardzo — odparła krótko Darja Aleksandrowna, dziwiąc się samej sobie, że tak obojętnie odpowiada na pytania, dotyczące jej dzieci. — Bardzo nam tam dobrze u Lewinych.
— Gdybym wiedziała — odezwała się Anna — że ty nie gardzisz mną... to was wszystkich prosiłabym do siebie. Stiwa to taki dawny i serdeczny przyjaciel Aleksieja — dodała i zarumieniła się nagle.
— Dziękuję ci, ale tak nam tam dobrze... — odrzekła Dolly zakłopotana.
— A zresztą z radości zaczynam już gadać głupstwa — zawołała Anna, całując znowu Dolly. — Tyś nawet nie