Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Czy może być cobądź wspólnego pomiędzy nami a nim?“ — pomyślał Lewin i poszedł szukać Wasieńkę Wesłowskiego.
Przechodząc przez sień kazał zaprzęgać do powozu, którym chciał odesłać Wasieńkę na stacyę.
— Resory połamały się wczoraj! — odparł lokaj.
— A więc do tarantasu, ale prędzej. Gdzie jest gość?
— Udał się do swego pokoju.
Gdy Lewin wszedł do pokoju Wasieńki, Wesłowski, powyjmowawszy swe rzeczy i nowe romanse z kufra, przymierzał właśnie sztylpy.
Niewiadomo, czy Lewin miał jakiś niezwykły wyraz, czy też sam Wasieńka domyślił się, że ce petit brin de cour, jaki usiłował zaprowadzić, jest nie na miejscu w tej rodzinie, był jednak trochę (o ile w ogóle może być nim człowiek obyty ze światem) zakłopotany wejściem Lewina.
— Pan używa sztylp do konnej jazdy?
— Zawsze, najwygodniej... — odparł Wasieńka, stawiając na krześle tłustą nogę, i zapinając guziki, uśmiechnął się wesoło i szczerze.
Nie ulegało wątpliwości, że Wesłowski był dobrym chłopcem; Lewinowi zrobiło mu się go żal, a zarazem, gdy dostrzegł nieśmiałe spojrzenie Wasieńki, zdjął go wstyd za siebie samego, jako za gospodarza.
Na stole leżał złamany kij, który pękł im dzisiaj przy gimnastyce, gdy próbowali podważyć nim ciężki kamień. Lewin, nie wiedząc w jaki sposób rozpocząć rozmowę, wziął do ręki kawałek tego kija i począł odłamywać rozszczepione końce.
— Ja chciałem... — i zamilkł, lecz nagle przypomniawszy sobie Kiti i przykrości, jakich doznali oboje, rzekł, spoglądając stanowczo i prosto w oczy Wesłowskiemu — kazałem zaprzęgać konie dla pana.
— Jakto? — zapytał zdziwiony Wasieńka — kto i dokąd ma jechać?