chotą na folwark, aby być obecnym przy puszczaniu w ruch nowej wialni.
Przez cały ten dzień Lewin, rozmawiając w polu z ekonomem i chłopami, a w domu z żoną, z Dolly, z jej dziećmi, z teściem, myślał wciąż o jednem i temsamem, co, pomimo nieustannych kłopotów gospodarskich, zajmowało go wciąż, i szukał we wszystkiem prześladujących go zagadnień: „cóż ja jestem takiego? gdzie się znajduję? po co tutaj jestem?“
Stojąc w nowej stodole, Lewin wyglądał przez otwarte wrota, w których kłębił się suchy i gorzki pył, wychodzący z młocarni na oświeconą gorącem słońcem trawę, rosnącą na podwórzu i na świeżą słomę, wyniesioną przed chwilą ze stodoły; chwilami spoglądał na jaskółki, wylatujące ze swych gniazd z pod okapu; na ludzi, uwijających się po ciemnej i pełnej kurzu stodole i dziwne myśli przychodziły mu do głowy:
„Poco robi się to wszystko?“ — myślał. — Poco ja tu stoję i każę im pracować? Z jakiej racyi oni wszyscy tak pracują i usiłują okazać mi swą gorliwość? Dlaczego wysila się tak ta stara Matrena, moja znajoma?“ (leczyłem ją, gdy podczas pożaru spadła na nią krokiew z dachu) — myślał, spoglądając na szczupłą babę, która, zgarniając grabiami ziarno, z trudnością przestawiała po klepisku czarne, ogorzałe nogi. — „Wtedy wyzdrowiała, lecz nie dzisiaj to jutro, nie jutro to za lat dziesięć zakopią ją i śladu po niej nie pozostanie... ani po niej, ani po tej elegantce w czerwonej spódnicy, co tak zręcznie przerzuca snopki. I ją również zakopią, i gniadego wałacha... tego zapewne prędko“ — myślał, spoglądając na spasionego konia, ciężko oddychającego z rozdętemi nozdrzami, zaprzężonego do kieratu. — „I jego zakopią... i Fedora, co podaje, z jego kędzierzawą, pełną plew brodą i koszulą rozerwaną na plecach, również zakopią. A on tymczasem rozwiązuje snopy, komenderuje i krzyczy na baby i wprawną ręką poprawia
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/338
Wygląd
Ta strona została skorygowana.