Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Przelewać krew za wiarę, za ludzkość, za braci naszych!“ — wygłaszał mówca. — „Prastara Moskwa błogosławi was, gdyż spełniacie wzniosły czyn. Żywio!“ — głośno zawołał; w głosie jego słychać było łzy.
Słuchacze powtórzyli okrzyk „żywio!“ nowe tłumy poczęły napływać do sali i mało co nie przewróciły księżnej.
— A co księżno! — zawołał, uśmiechnięty rozkosznie jak zwykle, Stepan Arkadjewicz, który nagle znalazł się między tłumem. — Prawda, że bardzo dobrze i serdecznie przemówił? Brawo!... Ai Siergiej Iwanowicz! Powiedziałby pan od siebie parę słów... wie pan... tak dla pokrzepienia i zachęcenia ich — dodał z czułym, ostrożnym i pełnym szacunku uśmiechem, ciągnąc delikatnie za rękę Siergieja Iwanowicza.
— Nie mogę... zaraz wyjeżdżam...
— Dokąd?
— Na wieś do brata — odparł Siergiej Iwanowicz.
— Spotka się pan tam z moją żoną. Pisałem do niej, ale pan ją pierwej zobaczy; niech pan będzie łaskaw jej powiedzieć, że pan mnie widział, i że all right... ona już będzie wiedziała. A zresztą niech pan jej powie, że otrzymałem nominacyę na członka komisyi połączonych... ona już zrozumie! Wie pani, les petites misères de la vie humaine — zwrócił się do księżnej, zdając się przepraszać ją — a Miahkaja, ale nie Liza, tylko Bibisz, wysyła tysiąc karabinów i dwanaście sióstr miłosierdzia... nie wiem, czy wspominałem panu już o tem?
— Tak, jużem słyszał — odparł niedbale Koznyszew.
— Szkoda, że pan jedzie — rzekł Stepan Arkadjewicz — jutro wydajemy obiad dla dwóch odjeżdżających: Dimjora Bortniańskiego z Petersburga i naszego Wesłowskiego Gryszy... jadą obydwaj. Wesłowski ożenił się niedawno... to zuch! prawda księżno? — zwócił się do damy.
Księżna nic nie odpowiedziała, tylko spojrzała za Koznyszewa; Stepanowi Arkadjewiczowi nic a nic nie prze-