Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bała się wprost zostawać teraz sam na sam ze swojemi myślami i natychmiast po wyjściu lokaja udała się do dziecinnego pokoju.
„W każdym razie; to dziecko, to nie on! to nie mój Sieroża! Gdzież są jego niebieskie oczy, miły a nieśmiały uśmiech?“ — było pierwszą jej myślą, gdy zamiast Sieroży ujrzała swą pulchną, rumianą dziewczynkę z czarnymi, wijącymi się włoskami.
Dziewczynka, siedząc koło stołu, stukała po nim korkiem i bezmyślnie spoglądała na matkę oczkami czarnemi jak tarki. Anna przywitała się z angielką; miss zapytała ją o zdrowie, na co odparła, że czuje się już zupełnie dobrze i że jutro wyjeżdża na wieś, poczem siadła koło dziecka i zaczęła zabawiać je szklanym korkiem od karafki. Donośny, dźwięczny śmiech dziecka i ruch, jaki uczyniło brwiami, przypomniały jej do tego stopnia Wrońskiego, że, wstrzymując łkanie, czemprędzej wstała i wyszła z pokoju. „Czyż naprawdę wszystko skończyło się już? Nie, to doprawdy nie może być — myślała. — On powróci, ale jak wytłumaczy się przedemną z tego uśmiechu, z tego ożywienia, z jakiem rozmawiał z nią? Ja uwierzę mu w każdym razie, chociaż nie potrafi przekonać mnie. Jeżeli nie uwierzę pozostanie mi tylko jedna droga, a tej nie życzę sobie“...
Spojrzała na zegarek; minęło dwanaście minut. „Odebrał już moją kartkę i powraca. Już będzie wkrótce... za jakie dziesięć minut... Ale jeżeli nie powróci? To być nie może... Nie trzeba, aby widział, że mam zapłakane oczy. Pójdę umyć się, a czy ja też czesałam się dzisiaj?“... — zadała sobie pytanie i przesunęła ręką po głowie. — „Tak, czesałam się, ale kiedy, nic a nic nie pamiętam.“ — Nie wierzyła nawet swej ręce i podeszła do lustra, aby przekonać się, czy jest uczesaną. — „Kto to?“ — pomyślała, widząc w zwierciadle swą rozgorączkowaną twarz, której niezwykle błyszczące oczy spoglądały na nią z ram lustra z wyrazem przerażenia. — „To przecież ja jestem!“ — przy-