Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

o jej zdrowiu obecnem, o synu, do którego istnienia usiłował przyzwyczaić się. Cały świat kobiecy, który nabrał dla niego od czasu ożenienia się nowego, nieznanego mu dotąd uroku, wzniósł się obecnie w jego pojęciu tak wysoko, że wyobraźnia jego nie była wstanie objąć go. Lewin słuchał rozmów o wczorajszym obiedzie w klubie i myślał: „co też teraz dzieje się z nią? czy zasnęła? o czem myśli? czy syn Dymitr krzyczy?“ — i podczas rozmowy w środku zdania wstał i prędko wyszedł z pokoju.
— Daj mi znać, czy można wejść do niej — zawołał za nim książę.
— Dobrze, zaraz — odparł Lewin, nie zatrzymując się i pobiegł do Kiti.
Kiti nie spała, lecz rozmawiała pocichu z matką o przyszłych chrzcinach; leżała na wznak, trzymając ręce na kołdrze, na głowie miała strojny czepeczek z błękitnemi wstążkami, na sobie biały kaftanik. Spojrzenie jej i tak już jasne, stawało się coraz jaśniejszem, w miarę jak on zbliżał się ku niej.
Na twarzy jej malowało się to samo przejście od spraw doczesnych do wiecznych, jakie bywa na twarzach nieboszczyków, lecz tam jest ono oznaką rozłąki, tu zaś powitania.
I znowu lęk ogarnął serce jego, jak wtedy, gdy stał koło jej łóżka; ona ujęła go za rękę i zapytała czy spał. On nie był w stanie odpowiedzieć i odwrócił się, przekonawszy się, że brak mu sił.
— A ja zdrzemnęłam się trochę! — rzekła mu — i tak mi dobrze teraz...
Patrzała na niego, lecz nagle wyraz jej zmienił się.
— Dajcie mi go — rzekła, usłyszawszy płacz dziecka. — Niech mi go pani poda, Lisaweto Pietrowno, niech on popatrzy na niego.
— Niechaj ojciec przypatrzy się — rzekła Lisaweta Piętrowna, podnosząc i pokazując mu coś czerwonego, dzi-