Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nigdy o tem nie mówić. Ponieważ nawet mnie nie powiedziała o tem, nie powiedziała wiec nikomu. Niech mi pan powie, jak to było?
— Powiedziałem już pani.
— A kiedyż miało to miejsce?
— Gdym był po raz ostatni u państwa.
— A wie pan, co ja panu powiem — rzekła Darja Aleksiejewna — mnie jej nadzwyczaj żal. Pana boli tylko obrażona duma...
— Może być — rzekł Lewin — lecz...
Dolly przerwała mu:
— W każdym razie żal mi serdecznie tej biedaczki. Teraz rozumiem już wszystko.
— Niech mi wiec pani wybaczy, Darjo Aleksiejewno — odezwał się Lewin, wstając — a teraz żegnam panią.
— Dobrze, ale niech pan zaczeka — odparła Dolly, chwytając go za rękę — niech pan zaczeka i niech pan siada.
— Proszę panią bardzo, nie mówmy już o tem — rzekł Lewin siadając i czując zarazem, że w sercu jego ożywiają się nadzieje, które, zdawało mu się, że już zupełnie pogrzebał.
— Gdybym panu nie była życzliwą — rzekła Darja Aleksiejewna, i łzy wystąpiły jej w oczach — gdybym pana nie znała tak dobrze, jak znam...
Uczucie, które zdawało się być już zupełnie zamarłem ożywiało się coraz bardziej i bardziej, rosło i ogarniało serce Lewina.
— Tak, teraz już wszystko rozumiem — mówiła dalej Darja Aleksiejewna. — Pan nie jest w stanie zrozumieć tego: wy, mężczyźni macie swobodę, wybieracie i zawsze zdajecie sobie dokładnie sprawę, kogo kochacie; lecz młoda panienka, gdy oczekuje, z tym kobiecym dziewiczym wstydem, panna, która patrzy na was, mężczyzn, tylko zdaleka, wierzy wszystkiemu na słowo; panna sama nie może wiedzieć, co ma myśleć o swojem uczuciu.
— Tak, jeśli serce nic nie mówi...