Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rana zagoiła się już zupełnie i Wroński zaczął zajmować się przygotowaniami do wyjazdu do Taszkientu.
„Raz tylko zobaczyć ją, a później zakopać się, lub umrzeć“ — myślał Wroński, i składając pożegnalne wizyty, odezwał się z tem do księżnej Betsy. Z tem to właśnie poselstwem Betsy jeździła do Anny i przywiozła odmowną odpowiedź.
„Tem lepiej — pomyślał Wroński, otrzymawszy tę wiadomość — pragnienie moje było słabością, przez którą mogłaby zginąć reszta sił moich.“
Na drugi dzień rano Betsy przyjechała do niego i oznajmiła mu, że otrzymała od Obłońskiego stanowczą wiadomość, że Aleksiej Aleksandrowicz daje rozwód i że nic nie stoi na przeszkodzie widzeniu się Wrońskiego z Anną.
Nie pożegnawszy się nawet z Betsy, zapomniawszy o wszystkich swych postanowieniach, nie pytając kiedy będzie można, gdzie mąż, Wroński natychmiast pojechał do Kareninych; wbiegł na schody, nikogo i nic nie widząc, i szybko, zaledwie wstrzymując się od biegu, wszedł do jej pokoju. I nie zastanawiając się, nie zwracając uwagi, czy jest ktobądź w pokoju, czy też niema nikogo, objął ją i zaczął pokrywać pocałunkami jej twarz, ręce i szyję.
Anna była przygotowaną na to, że ujrzy Wrońskiego, myślała o nim i o tem, co mu ma do powiedzenia, lecz nie zdążyła jeszcze odezwać się do niego, a już uniesienie jego ogarnęło i ją. Chciała uspokoić i Wrońskiego i siebie, lecz było już późno, uczucie jego udzieliło się i jej, nie mogła wymówić ani słowa, gdyż wargi drgały nerwowo.
— Tak, owładnąłeś mną i jestem twoją — wymówiła wreszcie, przyciskając do piersi jego rękę.
— Tak powinno było być — odparł — póki żyjemy, nie może być inaczej... wiem już o tem.
— To prawda — mówiła, blednąc coraz bardziej i obejmując go za głowę — pomimo to, po wszystkiem, co zaszło, ja lękam się...