Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wroński stał na ganku domu Kareninych, straciwszy zupełnie głowę i nie wiedząc co czynić.
— Każe pan sprowadzić dorożkę? — zapytał Wrońskiego szwajcar.
— Dobrze, dorożkę.
Powróciwszy do domu po dwóch bezsennych nocach, Wroński, nie rozbierając się wcale, położył się na kanapie z podłożonemi pod głowę rękoma. Głowa ciężyła mu; wspomnienia i najdziwaczniejsze myśli przesuwały się przez nią z niezwykłą szybkością; chwilami, pod wpływem zupełnie świeżego wrażenia, widział lekarstwo, które, nalewając chorej na łyżkę, wylał; chwilami białe jej ręce, chwilami zaś Karenina, klęczącego koło łoża chorej żony.
„Zasnąć! zapomnieć!“ — postanowił Wroński ze spokojną pewnością zdrowego człowieka, przekonanego, że gdy jest zmęczonym i gdy chce mu się spać, to zaraz zaśnie. I rzeczywiście zaczęło mu się natychmiast mącić w głowie i Wroński pogrążył się w przepaść zapomnienia. Fale morza tego sennego życia poczynały się już zawierać nad jego głową, gdy w tem nagle doznał wrażenia jakoby silnego prądu elektrycznego; rzucił się tak mocno, że całem ciałem podskoczył na sprężynach kanapy i, oparłszy się na rękach, ukląkł z przestrachem. Oczy miał otwarte szeroko, jakby zupełnie nie spał. Ogólne osłabienie i ociężałość głowy, których tak silnie doświadczał przed chwilą, zniknęły zupełnie, jakby ręką odjęte.
„Może pan wdeptać mnie w błoto“, słyszał słowa Aleksieja Aleksandrowicza i widział go przed sobą, jak również i twarz Anny, pokrytą gorączkowymi wypiekami: błyszczące jej oczy patrzały czule i z miłością nie na niego, lecz na Aleksieja Aleksandrowicza; Wroński widział też i siebie samego w chwili, gdy Karenin odejmował mu ręce od twarzy i sam sobie wydawał się głupio i śmiesznie wyglądającym. Po chwili znowu wyciągnął nogi i położył się z zamkniętemi oczyma na kanapie.