Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Lecz nam idzie o zasadę, o ideę! — dźwięcznym basem dowodził Piescow — kobieta chce mieć prawo do niezależności i wykształcenia, i czuje się skrępowaną i uciemiężoną, ponieważ wie, że to jest niemożebnem.
— A ja czuję się skrępowanym i uciemiężonym, gdyż, nie przyjmą mnie na mamkę do domu podrzutków — zauważył stary książę ku wielkiej radości Turowcyna, który ze śmiechem upuścił szparag w sos.

XI.

Wszyscy, prócz Kiti i Lewina, brali udział w ogólnej rozmowie. Z początku, gdy mówiono o wpływie, jaki wywiera jeden naród na drugi, Lewinowi pomimowoli przychodziło do głowy to, co miał o tem do powiedzenia, lecz myśli te, które przedtem uważał za nadzwyczaj ważne, snuły mu się teraz po głowie jak we śnie i nie zajmowały go zupełnie. Wydawało mu się nawet dziwnem, dlaczego oni usiłują mówić o tem, z czego nic nikomu nie przyjdzie. Mogło się zdawać, że Kiti również powinna interesować się tem, co mówiono o prawach i obowiązkach kobiety; tyle przecież, razy myślała o tem, gdy przypominała sobie swą zagraniczną przyjaciółkę, Wareńkę, jej przykrą zależność, tyle razy zastanawiała się nad swą przyszłością i nad tem, co będzie robić, gdy nie wyjdzie za mąż, i tyle razy spierała się o to z siostrą; teraz jednak nie zajmowało ją to zupełnie. Pomiędzy nią a Lewinem zawiązała się rozmowa, a nawet nie rozmowa, tylko jakieś pełne tajemnic obcowanie, które z każdą minutą wiązało ich coraz bardziej i rodziło w nich nowe uczucie radosnego przestrachu przed tem nieznanem, jakie miało ich spotkać.
Z początku na zapytanie Kiti, gdzie widział ją w roku zeszłym w karecie, Lewin opowiadał, jak wracał z łąki przez, gościniec i jak ją spotkał.