Przejdź do zawartości

Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kać, lecz on pochylił się nad workiem i grzebał w nim rękoma...
Anna pokazała jak chłop grzebał; przerażenie malowało się na jej twarzy.
Wroński przypominając sobie swój sen, uczuł również, że ogarnia go przestrach.
— Grzebie rękoma i prędko, prędko mówi po francusku: Il faut le battre le fer, le broyer, le pétrir... Ja z przerażenia chciałam się obudzić i obudziłam się, lecz śniłam w dalszym ciągu. I poczęłam pytać się samej siebie, co to ma znaczyć? a Korniej odpowiada mi: „podczas połogu umrzesz, podczas połogu“... i ja obudziłam się...
— Głupstwo, głupstwo... — powtarzał Wroński, czując jednak, że przekonywania jego nie są szczere.
— Lecz nie mówmy już o tem. Zadzwoń, to każe podawać herbatę. — Poczekaj trochę, a ja...
I nagle Anna przestała mówić; twarz jej zmieniła się w mgnieniu oka. Przerażenie i znękanie ustąpiło miejsca cichemu, poważnemu i pełnemu zachwytu skupieniu uwagi. Wroński nie mógł pojąć powodu tej zmiany; Anna poczuła w sobie drganie nowego życia.

IV.

Aleksiej Aleksandrowicz wsiadłszy do karety po spotkaniu się z Wrońskim, pojechał tak, jak miał zamiar, na włoską operę. Był tam przez dwa akty i widział się ze wszystkimi, z kim potrzebował się zobaczyć. Wróciwszy do domu, spojrzał bacznie na wieszadło i zauważywszy, że nie było na niem wojskowego szynelu, udał się, jak zwykle, do swego gabinetu, lecz wbrew długoletniemu przyzwyczajeniu, chodził wzdłuż i wszerz gabinetu aż do godziny 3. w nocy. Uczucie gniewu na żonę, która nie chcąc krępować się i spełniać jedynego postawionego jej warunku — nieprzyjmowania Wrońskiego — nie dawało mu pokoju. Żona nie