Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Znowu, również jak w pierwszej chwili, na wiadomość o jej zerwaniu z mężem, czytając list, Wroński pomimowoli dał się unieść temu naturalnemu wrażeniu, jakie wywierał na niego stosunek do obrażonego męża. Teraz, gdy trzymał w ręku jego list, wyobrażał sobie wyzwanie, które zapewne dzisiaj lub jutro otrzyma i sam pojedynek, podczas którego on z również obojętnym i pewnym siebie wyrazem, z jakim czytał list Aleksieja Aleksandrowicza, wystrzeliwszy w powietrze, będzie stał pod wystrzałem obrażonego męża. Jednocześnie przypomniał sobie swą niedawną rozmowę z Sierpuchowskim i to wszystko o czem myślał dzisiaj rano, że lepiej nie wiązać się, wiedział jednak, że temi myślami nie może podzielić się z Anną.
Przeczytawszy list podniósł na nią oczy, lecz spojrzenie jego nie było pewnem siebie i śmiałem. Anna pojęła natychmiast, że on już pierwej myślał o tem, wiedziała również, że w żadnym razie Wroński nie powie jej wszystkiego co myśli, przekonała się więc, iż zawiodła ją ostatnia nadzieja, a nie tego spodziewała się.
— Widzisz co to za człowiek — odezwała się drżącym głosem — on...
— Wybacz mi, lecz ja cieszę się z tego... — przerwał jej Wroński — na miłość Boską daj mi skończyć — dodał, błagając ją oczyma, aby mu dała mówić dalej — cieszę się, gdyż to nie może w żadnym razie stać się tak, jak on życzy sobie.
— Dlaczego nie może? — zapytała Anna, wstrzymując łzy i nie przypisując widocznie żadnej wagi temu, co on chce mówić; wiedziała, że los jej jest już rozstrzygniętym.
Wroński chciał powiedzieć, że po nieuniknionym, zdaniem jego pojedynku, stan obecny nie mógł trwać dłużej, powiedział jednak zupełnie co innego.
— Nie może trwać dłużej, mam nadzieję, że teraz opuścisz go. Spodziewam się — Wroński zmieszał się i zarumienił że pozwolisz mi pomyśleć i zająć się naszem przyszłem życiem... Jutro... — zaczął mówić.