Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nią spojrzeć: nie dlatego, że była bardzo ładną, nie dlatego, że była pełną uroku rozwianego w całej postaci, lecz dlatego, że w wyrazie jej twarzy, w chwili gdy przechodziła koło niego, było coś szczególnie ujmującego i pociągającego. W chwili, gdy Wroński obejrzał się, ona również odwróciła głowę. Pełne blasku szare oczy, które z powodu gęstych rzęs zdawały się być ciemnemi, z przyjazną uwagą zatrzymały się na jego postaci, jak gdyby poznawały go, i zaraz przeniosły się na przechodzący koło wagonu tłum, widocznie szukając kogoś! Wroński zdołał zauważyć w tem przelotnem spojrzeniu wyraz oczekiwania, igrający na jej twarzy, w błyszczących jej oczach, i zaledwie dostrzegalny uśmiech na rumianych jej wargach.
Wroński wszedł do wagonu. Matka jego, sucha staruszka z czarnemi oczyma, przymrużyła oczy, przypatrując się synowi, i uśmiechała się. Podniósłszy się z kanapy i oddając pokojówce woreczek ręczny, podała synowi drobną suchą rękę i, objąwszy go za szyję, pocałowała w twarz.
— Czyś odebrał depeszę? Zdrów jesteś?
— Jakże mama dojechała? — zapytał syn, siadając koło matki i mimowoli przysłuchując się kobiecemu głosowi, dającemu się słyszeć z za drzwi wagonu. Wroński wiedział, że to jest głos tej damy, którą spotkał przy wejściu.
— Nie mogę się jednak zgodzić z panem — mówił głos kobiecy.
— Petersburski pogląd, proszę pani!
— Nie petersburski a po prostu kobiecy — odrzekła.
— Niech pani pozwoli pocałować swą rączkę...
— Do widzenia, Iwanie Piotrowiczu. Zobacz pan, czy niema tu mego brata, i przyszlij go do mnie — mówiła nieznajoma już we drzwiach, i znów weszła do przedziału.
— Znalazła pani swego brata? — zapytała Wrońska, zwracając się ku wchodzącej damie.
Wroński dopiero teraz przypomniał sobie, że to była Karenina.