Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bre, ale tylko na krótko. Tam właśnie, na południu, przypomina się Rosya, a szczególne wieś. Zupełnie jak...
Wroński mówił, zwracając się i ku Kiti i ku Lewinowi, spoglądając na nich po kolei swem spokojnem, życzliwem spojrzeniem; widać było po nim, że mówi to tylko, co mu przychodzi na myśl.
Zauważywszy, że hrabina Nordston chciała odezwać się, Wroński przestał mówić i zaczął uważnie przysłuchiwać się hrabinie.
Rozmowa nie umilkała na chwilę, tak że stara księżna, która zawsze miała w pogotowiu na zapas, na wypadek braku tematu do rozmowy, dwa działa ciężkiego kalibru: klasyczne i realne wykształcenie i powszechną powinność wojskową, nie miała potrzeby wytaczać ich, a hrabina Nordston nie miała sposobności drażnić Lewina.
Lewin chciał, ale nie mógł przyłączyć się do ogólnej rozmowy; obiecywał sobie co chwila, że wyjdzie, lecz nie wychodził, jakby czekając na coś.
Rozmowa zaczęła się toczyć o stolikach wirujących i o duchach, i hrabina Nordston, która wierzyła w spirytyzm, zaczęła opowiadać cuda, których była naocznym świadkiem.
— Doprawdy, hrabino, musi mnie pani kiedy koniecznie tam zaprowadzić. Nigdy nie widziałem nic nadzwyczajnego, choć zawsze starałem się zobaczyć — uśmiechając się, rzekł Wroński.
— Dobrze, w przyszłą sobotę — odpowiedziała hrabina Nordston. — A pan Konstanty Dmitrjewicz, czy pan wierzy? — zapytała Lewina.
— Po co pani pyta się mnie, przecież pani wie dobrze, co odpowiem.
— Chciałabym słyszeć pańske zdanie.
— Mojem zdaniem — odrzekł Lewin — te stoliki wirujące są najlepszym dowodem, że tak zwana inteligencya stoi nie na wiele wyższym poziomie umysłowym od chłopów, wierzących w uroki, w czary, w zapatrzenie się i t. p. ale my...