Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lecz idź jutro rano, oświadcz si ęklasycznie i niech ci Bóg błogosławi...
— Wybierasz się do mnie ciągle na polowanie, przyjedź na wiosnę — odezwał się Lewin.
Teraz Lewin żałował bardzo, że rozpoczął tę rozmowę ze Stepanem Arkadjewiczem, gdyż zdawało mu się, że czysty obraz Kiti, który nosił w duszy, może być skalanym rozmową o współzawodnictwie jakiegoś petersburskiego oficera, oraz domysłami i radami Stepana Arkadjewicza.
Stepan Arkadjewicz uśmiechnął się, gdyż rozumiał i współczuł z Lewinem.
— Przyjadę kiedykolwiek — odparł. — Tak, mój kochany, kobiety to oś, około której wszystko się obraca. I ze mną też jest źle, bardzo źle, a wszystko przez kobiety. Powiedz mi szczerze — mówił dalej, wyjmując cygaro i biorąc kieliszek — daj mi radę.
— Jaką?
— Przypuśćmy, żeś żonaty, że kochasz żonę, lecz zająłeś się inną kobietą...
— Wybacz mi, lecz ja stanowczo nie pojmuję tego, jak... jak naprzykład nie pojmowałbym, gdybym najadłszy się teraz, ukradł kołacz, przechodząc koło sklepu z pieczywem.
Oczy Stepana Arkadjewicza błyszczały jeszcze bardziej, niż zwykle.
— Dlaczego? Kołacz czasami tak pachnie, że trudno oprzeć się...

Himmlisch ist’s, wenn ich bezwungen
Meine irdische Begier;
Aber doch wenn’s nicht gelungen,
Hatt ich auch recht hübsch Plaisir!

Deklamując, Stepan Arkadjewicz uśmiechał się przebiegle, lecz Lewin również nie mógł wstrzymać uśmiechu.
— Tak, ale bez żartów — mówił dalej Obłoński. — Zrozum, że kobieta jest miłem, łagodnem, kochającem stwo-