Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co porabiają Szczerbaccy? czy wszystko po staremu?
Stepan Arkadjewicz, który wiedział już oddawna, że Lewin kocha się w siostrze jego żony, Kiti, uśmiechnął się i oczy błysnęły mu lekko.
— Powiedziałeś, że dwa słowa, a ja w dwóch słowach odpowiedzieć tobie nie mogę, gdyż... przepraszam cię na chwilkę...
Do gabinetu wszedł sekretarz i ze zwykłem u sekretarzy poczuciem swej przewagi w znajomości spraw nad naczelnikiem, podszedł z papierami do Obłońskiego i zaczął, niby to pytając się o wskazówki, wyjaśniać prezesowi jakiś zawiły punkt w sprawie. Stepan Arkadjewicz przerwał mu, kładąc dłoń na rękawie sekretarza.
— Nie, mój panie, zrób pan tak, jak ja mówiłem — odpowiedział, starając się uśmiechem złagodzić daną podwładnemu wymówkę i wyłożywszy mu krótko, jak należy zapatrywać się na daną sprawę, odsunął papiery i rzekł: Bądź pan łaskaw już tak zrobić, Zacharze Nikiticzu!
Sekretarz zawstydził się i odszedł. Lewin podczas narady Obłońskiego z sekretarzem otrząsł się zupełnie ze swego zakłopotania i stał, oparłszy się rękoma o krzesło. Widoczne po nim było, że z drwiącą uwagą przysłuchuje się rozmowie.
— Nic nie rozumiem — odezwał się, gdy sekretarz zamknął drzwi za sobą.
— Czego nie rozumiesz? — uśmiechając się wesoło i wyjmując papierosa, zapytał Obłoński.
— Nie rozumiem, co wy tutaj robicie — odpowiedział Lewin, wzruszając ramionami. — Jak ty to możesz robić na seryo?
— Dlaczego?
— Dlatego, że tu niema co robić!
— Tak ci się zdaje, lecz my mamy masę roboty...
— Papierowej... Ty zresztą masz talent do tego — dodał Lewin.