miotu, olśnił podróżnika głęboką swą wiedzą i wytrawnym poglądem na tę sprawę.
Natychmiast po wyjściu podróżnika zameldowano marszałka szlachty, który przyjechał do Petersburga i z którym trzeba było pomówić; po odjeździe marszałka należało znów wziąć się z naczelnikiem kancelaryi do spraw bieżących i pojechać do pewnej wpływowej osobistości rozmówić się z nią w nader weżnej sprawie. Aleksiej Aleksandrowicz zdążył powrócić do domu dopiero o piątej, przed samym obiadem, zjadł obiad w towarzystwie Sliudina, poczem zaprosiwszy go do swego powozu, pojechał do Peterhofu do żony i na wyścigi. Nie zdając sobie z tego sprawy, Aleksiej Aleksandrowicz, widując się obecnie z żoną, starał się zawsze mieć przy sobie kogoś obcego.
Anna stała w swym pokoju na górze przed lustrem, przypinając sobie z pomocą Annuszki ostatnią kokardę do stanika, gdy nagle posłyszała przed gankiem zgrzyt kół, gniotących żwir, którym wysypaną była droga.
„Na Betsy, to jeszcze zawcześnie“ — pomyślała i spojrzawszy przez okno ujrzała karetę, wysuwający się z niej czarny kapelusz i znane sobie doskonale uszy Aleksieja Aleksandrowicza.
„A to się dopiero wybrał w porę! Może jeszcze na noc?“ — pomyślała Anna, i to wszystko, co mogło wyniknąć, wrazie gdyby jej przypuszczenia sprawdziły się, wydało się jej do tego stopnia strasznem i przerażającem, że nie namyślając ani chwili, wyszła uśmiechnięta i rozpromieniona na spotkanie męża, czując w sobie obecność właściwego jej od pewnego czasu ducha kłamstwa i udawania, któremu też uległa natychmiast i pod wpływem którego zaczęła mówić, nie zdając sobie dokładnie sprawy z tego co mówi.