że na skrzydłach uniosła się Frou-Frou; lecz w tej samej chwili, gdy Wroński uczuł się w powietrzu, nagle ujrzał pod nogami swego konia Kuzowlewa i Dyannę, wijących się na drugim brzegu, (gdy koń wziął przeszkodę, Kuzowlew puścił cugle i Dyana upadła głową na ziemię). O tych szczegółach Wroński dowiedział się potem, obecnie zaś obawiał się tylko, aby Frou-Frou, dotykając ziemi, nie postawiła swej nogi na nodze lub na głowie Dyany. Lecz Frou-Frou, jak kot spadający z wysokości, uczyniła nogami i grzbietem podczas skoku wysiłek, minęła leżącego konia i pobiegła dalej.
„Milutka!“ — pomyślał Wroński.
Przeskoczywszy rzekę, Wroński najzupełniej już opanował swego konia i zaczął powstrzymywać go, chcąc przeskoczyć wysoką baryerę po Machotinie i dopiero na następnym dystansie, na którym na przestrzeni dwudziesu sążni nie było żadnej przeszkody, zamierzał postarać się wyprzedzić współzawodnika.
Wysoka baryera stała przed cesarską trybuną. Cesarz, dwór cały i tłum widzów, jednem słowem wszyscy, przypatrywali się im obydwóm: Wrońskiemu i galopującemu na odległości jednego kroku od niego, Machotinowi; w chwili, gdy zbliżano się ku czortowi[1], Wroński czuł skierowane na siebie ze wszystkich stron spojrzenia, lecz nic nie widział prócz uszów i szyi Frou-Frou, ziemi pod jej nogami, która biegła ku niemu na spotkanie, zadu Gladyatora i jego białych nóg, migających wciąż na jednej i tej samej odległości. Gladyator uniósł się, o nic nie zawadził, machnął krótkim ogonem i znikł z przed oczu Wrońskiego.
— Brawo! — zawołał czyjś głos.
W tej chwili przed oczyma Wrońskiego mignęły deski baryery. Koń uniósł się pod nim, nie przyspieszając, ani nie zwalniając biegu; deski znikły z przed oczu Wrońskiego,
- ↑ Tak nazywano wysoką baryerę.