Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

opowiadała głośno księżna Miahkaja, widząc, że wszyscy ją słuchają — sos w dodatku był bardzo niesmaczny... jakiś zielonkowaty. Wypadało nam zaprosić ich i przyrządziłam sos za 85 kopijek: smakował jednak wszystkim... mnie nie stać na sosy po tysiąc rubli.
— Księżna bywa paradna — zauważyła gospodyni.
— Wistocie! — potwierdził ktoś z gości.
Księżna Miahkaja każdem odezwaniem swojem wywoływała zawsze ogromne wrażenie, a cała tajemnica tego efektu polegała na tem, że księżna, chociaż nie zawsze trafnie, mówiła zwykle o rzeczach, mających jakiś sens; w towarzystwie zaś, wśród którego obracała się, tego rodzaju słowa wywierały wrażenie najdowcipniejszego żartu. Księżna Miahkaja nie wiedziała, dlaczego słowa jej sprawiają taki skutek, lecz widziała, że tak jest i korzystała z tego.
Podczas opowiadania księżnej Miahkoj rozmowa koło żony posła zamilkła; gospodyni chciała skorzystać z tego i złączyć towarzysto w jedno kółko, zwróciła się więc ku żonie posła i zapytała:
— Więc pani stanowczo nie chce herbaty? Niech pani przejdzie do nas...
— Dziękuję, nam i tutaj bardzo dobrze — odpowiedziała z uśmiechem żona posła i rozmawiała w dalszym ciągu.
— Anna zmieniła się bardzo od czasu wycieczki do Moskwy: jest w niej teraz coś dziwnego — zauważyła przyjaciółka Anny.
— Zmiana ta polega przeważnie na tem, że przywiozła, z sobą cień Aleksieja Wrońskiego — odrzekła żona posła.
Więc cóż z tego? U Grimma jest bajka o człowieku pozbawionym cienia; miało to być dla niego karą za jakiś przestępek. Nigdy jednak nie mogę pojąć, na czem ta kara polega: kobiecie jednak musi być nieprzyjemnie, gdy nie ma cienia.
— Tak, to prawda, lecz kobiety z cieniem zwykle źle kończą — odparła przyjaciółka Anny.