Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szczególniej zaś uderzyły ją jego konchy uszne, dotykające skrzydeł okrągłego kapelusza. Dostrzegłszy Annę, mąż podszedł na jej spotkanie, ułożywszy usta, jak zwykle, w ironiczny uśmiech i patrząc na nią dużemi, znużonemi oczyma. Jakieś nieprzyjemne uczucie zawodu ścisnęło jej serce, gdy spotkała się z tem upartem, zmęczonem spojrzeniem — jak gdyby spodziewała się zastać męża zupełnie innym; szczególniej zaś uderzyło ją uczucie niezadowolenia z samej siebie, jakiego doznała przy spotkaniu z mężem. Było to zwykłe, dobrze jej znane uczucie, podobne do udawania, którego doznawała w stosunkach z mężem, — lecz dawniej uczucia tego nie zauważała — obecnie zaś z żalem i przykrością przekonała się o jego istnieniu.
— Jak widzisz, czuły mąż, czuły jak na drugi rok po ślubie, płonął chęcią ujrzenia cię — odezwał się Aleksiej Aleksandrowicz swym powolnym cienkim głosem i tonem, którego zwykle używał w rozmowie z żoną, tonem pełnym ironii nad tymi, co szczerze mówią w ten sposób.
— Sierioża zdrów? — zapytała Anna.
— Czyż to ma być cała nagroda za mój zapał? — zapytał. — Zdrów, zdrów...

XXXI.

Wroński przez całą noc nie usiłował nawet zasnąć: siedział na kanapce, patrząc się wprost przed siebie lub przyglądając się wchodzącym i wychodzącym. Wroński zawsze imponował nieznajomym swym niewzruszonym spokojem, obecnie zaś wydawał się jeszcze bardziej dumnym i pewnym siebie, spoglądając na ludzi, jak na rzeczy. Młody, nerwowy człowiek, urzędnik sądu okręgowego, siedzący naprzeciwko niego, znienawidził go za wyraz, odbijający się na jego twarzy: młody człowiek prosił go o ogień do papierosa, zaczynał rozmawiać z nim i nawet potrącił go, chcąc dać do zrozumienia Wrońskiemu, że nie jest martwym przed-