Nie było nic nadzwyczjnego ani dziwnego, że przyjaciel zaszedł do przyjaciela o w pół do dziesiątej wieczorem, dowiedzieć się o szczegółach zamierzanego obiadu, i że nie chciał wejść, pomimo to całe towarzystwo zadziwiło się bardzo, Anna najwięcej była zdumioną, bo odwiedziny Wrońskiego wydały się jej niewłaściwemi.
Bal rozpoczynał się właśnie, gdy Kiti weszła z matką na wielkie schody, zalane potokami światła, obstawione kwiatami i upudrowanymi lokajami w czerwonej liberyi.
Z salonów aż na schody wybiegał jednostajny gwar, jak w ulu, i gdy Kiti i księżna poprawiały sobie przed lustrem, ukrytem między krzewami, tualety i uczesanie, z balowej sali dały się słyszeć wyraźne dźwięki skrzypiec orkiestry, rozpoczynającej pierwszego walca. Jakiś staruszek, ubrany po cywilnemu, który przed drugiem lustrem rozczesywał sobie baczki, i od którego czuć było perfumy, zetknął się z niemi na schodach i widoczne zachwycając się Kiti, usunął się przed niemi na bok. Jakiś młodzieniec bez zarostu, jeden z tych, których stary książę Szczerbacki nazywał tiut’kami, w nadzwyczaj wyciętej kamizelce, poprawiając na sobie biały krawat, ukłonił się im, i minąwszy je, powrócił, zapraszając Kiti do kontredansa. Kiti przyrzekła już pierwszego kontredansa Wrońskiemu, musiała więc obiecać drugiego młodemu człowiekowi. Nieznajomy im oficer, zapinając rękawiczki, przepuścił je we drzwiach i gładząc wąsa, podziwiał urodę różowej Kiti.
Pomimo, że tualeta, uczesanie i wszystkie przygotowania do balu zajęły Kiti dużo czasu i namysłu, jednak wchodziła teraz na bal w swej różowej sukience na jedwabnej podszewce z taką swobodą, jak gdyby wszystkie te kokardki, koronki i inne szczegóły tualety nie wymagały ani od niej, ani od nikogo żadnego nakładu pracy i jak gdyby przyszła