Strona:Leo Lipski - Piotruś.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spod gór na równinę, lecz syn, ten najstarszy, sprzedaje mu je bardzo drogo. Jego oczy niedowidzą od czterdziestu lat, są czerwone, zwłaszcza w ostatnich czasach. Krwawią, gdy patrzy na słońce, które pryska. Suliman siada na środku pustyni, minarety miasta są jeszcze daleko w błyskach. Suliman kuca i jego nogi są miękkie, nie takie jak wtedy, gdy uciekał przez góry z Tyflisu, miasta, które ginie w świetle, gdzie urodził się jego pierworodny, co bardzo drogo sprzedaje mu winogrona. Zamyka oczy, które pieką, wystawia gołe dziąsła suche dziąsła...
— Tego nie opowiadaj.
— Człowiek, chlupoczący worek, napchany flakami, miękki, wilgotny. Dużo dziur, z których się leje, kapie, które śmierdzą, wyłożonych śluzami, flegmami, galaretowymi masami.
— Posłuchaj, mój ojciec jest stary i chory. Gdy się budzi ma palce sklejone. W końcu wstaje z trudem, nie jest się w stanie ubrać, nie potrafi zapinać guzików, rozporek ma wiecznie otwarty. Przypuszczam, że świat zewnętrzny rysuje mu się jak przez gęstą mgłę, że świat wewnętrzny jest mglisty, zaspany, leniwy już, czy ja wiem, może całkiem nieruchomy. Mimo to ma odruchy, tak, tylko odruchy, do świata. Te odruchy są całkiem dostrzegalne, tymi odruchami pisze swoje szirim. Czołga się do klozetu. Drży cały. Ma szusy w bok, szusy w tył. I najgorsze, gdy krzyczy: — Więdną mi łydki. Więdną! I on sam potężny, więdnie mi, biada mi, o biada. Ale tego nie pisze w swoich szirim. Dostrzega tylko przez szpary w swoim zaspaniu. Tak, to jest mój ojciec. Ja nigdy...
Cisza.
No opowiadaj.
— Jeśli przeszłość, która zawaliła się nade mną, spaliła wszystkie ziarna, przygniotła mnie, wydobędzie się przez to opowiadanie, to...
Cisza.
— Opowiadaj.
— Tam, na szuku, krzyczą, wołają, jakby błagali, układają pieśni o oliwkach, które są tłuste jak ogon barana,