Ale na złość sobie i temu, co wiedział — a było to wspanialsze
niż odkrycie możliwości manewrowania żaglami — dopisał: „Niebo
wahało się i niebo kiwało się".
Na drugi dzień tak zwana pani przyniosła poprawione zadania
i powiedziała:
— Emil, masz swój zeszyt. Albatrosy nie wrzeszczą, i to nie jest ładne wyrażenie. A niebo nie może się kiwać.
Emil patrzył na nią i był czerwony. Mruknął:
— No, to co?
Wtedy ona też poczerwieniała i przestała mówić. Wczoraj czytała po raz pierwszy Rimbauda „Statek pijany” i Verlaine’a „Pieśń jesienną”. Została nauczycielką niedawno i starała się jeszcze rozumieć pewne rzeczy. Dlatego dodała:
— A może odpisałeś? Może słyszałeś, jak czytał ktoś coś podobnego? Byłoby ładnie, gdybyś pamiętał.
To było nieoczekiwane. Coraz więcej gorąca napływało mu do
twarzy i zasłaniało oczy. Zdawało mu się, że ma głowę zanurzoną
we krwi.
Lolo szepnął cicho do Zosi:
— Słyszysz, jak on zgrzyta zębami? Mój brat też tak robi w nocy.
Emil miał o trzy lata młodszego brata. Pewnego razu ojciec zawołał go i powiedział:
— Wiesz Emil, będziesz miał brata albo siostrę.
— Kiedy?
— Dziś albo jutro.
— A kiedy ją będę widział?
— Za kilka dni.
Wtedy Emil poszedł do klozetu i zaczął się modlić.
Strona:Leo Lipski - Niespokojni.djvu/54
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
50