Strona:Leo Lipski - Niespokojni.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

robiła wrażenie zapadania się, znikania, zlewania się z otoczeniem, nieistnienia.
Janek przyszedł pewnego razu z miną, która oznaczała „coś się stało“.
— Przyrzeknij mi, że się nic nie zmieni, myślę... między nami.
— Przyrzekam. Co się stało?
— Wstydzę się powiedzieć, ale to jest coś takiego, co może mieć wpływ.
— Lubisz kogoś?
— Ale skąd...
— Nie ma innej rady, jak powiedzieć?
— Nie ma.
— No, to powiedz.
— Ale nie będziesz się ze mnie śmiał? Zmieniam głos.
— W jaki sposób?
— Byłem u lekarza i powiedział, że będę mówił nisko... może nawet basem.
— Co to znaczy? Nic nie rozumiem.
— Byłem u lekarza i powiedział, że mam normalnie rozwinięte struny głosowe i z jakichś tam powodów psychicznych mówię falsetem. Tobie się podobał ten głos... Żebym do niego trzy razy w tygodniu przychodził i robił ćwiczenia, to za dwa tygodnie będę mówił basem.
Milczeli obaj. Wydało im się to naprawdę tragiczne, więc Janek mówił dalej drżącym głosem:
— Będziemy musieli przez dwa tygodnie przestać się spotykać, a potem z nowym głosem...
Emil połykał ciągle ślinę. Połykał więc ślinę z powodu tego przeszłego już zdarzenia, ze zdenerwowania i z powodu