Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wości starego sądu Jehowy. Poczem odmowiona przez chrzest poetycki gotuje się w ciszy poważnej do pracowitego boju o ideał wolności i wiedzy — równocześnie oporna chmurom i wichrom poezji bajronistycznej i powolna — pod maską świętoszków — światłu, błyskającemu ponętnie w pośrodku owej burzy.

Głęboka i mężna dusza germańska optymizmem Goethego zwycięża sceptycyzm Mefistofela, wzbogaca się jego krytycyzmem w interesie ziemi, lecz przeciwstawia wątpliwościom szatana wiarę w ideał zabiegliwej pracy... A na drodze celów swojej rasy — nie zna łęku przed niczem; syntetyzuje dla potrzeb życia prastarą pobożność Lutra z badawczością nowych filozofów na tury, pozwala łaskawie Schoppenhauerowi tonąć w marzeniach o miłosierdziu buddyjskiem, ale równocześnie wsłuchuje się ciekawie w harde nauki Nietschego, który miał odwagę uznać siebie i uwielbić, jako pogromcę ideału pokory — jako Antychrysta!
A dusza rosyjska?

Ona wątpi i wierzy — zrywa więzy i daje się okuwać nanowo — buntuje się i jęczy — rozdaje wszystko i nikogo nie nasyca — kocha ludzkość i przeklina — chce najmocniej wierzyć i najmocniej przeczy — wie wszystko i daje się prowadzić ślepcom — lituje się nad każdem cierpieniem ludzkiem i ucieka od cierpień na pustynię myśli — idzie ku tłumom po apostolsku i daje się po apostolsku pobić kamieniami przez ślepców i niegodziwców — jest potężna w słowie, słaba w czynie — zuchwale żąda zimnej prawdy, a naraz tonie w gorących modłach — nie chce ani życia, ani śmierci...