„Jako przyrzekł był prorok Izraelski: „aby wiedziało wszelkie ciało, że Ja, Pan, dobyłem miecza mego z pochew jego, który nie może być wrócon...[1]
Blada twarz mówcy stała się jeszcze bledsza. Cień na pobielanej ścianie zdawał się rosnąć bez końca. Kaznodzieja trząsł się w transie natchnienia, opisując mroki, ognie, lody i tortury piekieł z potęgą wizjonerską Danta — sięgał do pisarza z II wieku po Chrystusie, który pouczył wieki całe nieśmiertelnemi słowy o rozkoszy, jaka będzie udziałem sprawiedliwych i zbawionych, gdy oglądać będą z wyżyn nieba owe męki potępieńców wiecznych:
„Jakże wspaniała będzie ta scena! Jakże będę się śmiał i radował! Jak triumfować będę, gdy grzesznicy płonąć będą w ogniu stokroć gorszym, niż ten ziemski, w którym palili świętych!... Wtedy tragicy pogańscy wydawać będą jęki straszniejsze, niż te, co ongi rozbrzmiewały w teatrach, a zręczność komedjantow uwydatni się jeszcze lepiej, gdy płomień uczyni ich zwinniejszymi![2]
Przerażenie i groza padały na pobladłe twarze słuchaczy. Kilka dziewcząt w głębi mrocznej nawy zaniosło się płaczem. Mężczyźni bili się ze skruchą w piersi. Starsze kobiety przyklękały.
W kościele, wypełnionym ludźmi po brzegi, zrobiło się duszno. Majestatyczny kustosz, pomny na nierzadkie wypadki omdlenia podczas kazań, postąpił na palcach