Przejdź do zawartości

Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A ona zwraca nawpół oślepłe oczy w stronę drzwi — nie może rozpoznać zamaskowanego, ale rozróżnia dokładnie głos... I krzyczy w niespodziewanym wybuchu złości:
— Wyglądał, jak ty... pastorze Bleihand!...
I mdleje ponownie.
Kat ją wynosi.
Śród sędziów zachodzi konsternacja. Co znaczył ostatni wykrzyk? Czy to było zuchwalstwo podsądnej? — drwina z trybunału? — jeszcze jedna zbrodnia, dołączona do poprzednich, wymagająca kary kwalifikowanej przy wyrzeczeniu ostatecznego wyroku?!
Ale pastor Bleihand wyprowadza sędziów z przykrego położenia. Nieledwo wstydzą się, iż byli świadkami, jak winowajczyni rzuciła mu w twarz obelgę. Wstyd zbędny!

— To jest możliwe — powiada spokojnym grosem pastor — czytałem w aktach sądowych, że djabeł dla niepoznaki brał na siebie bluźnierczo nawet postać Chrystusa.[1] Bywało także, iż znajdowano w domach ladacznic cnotliwych opatów w wiekach, gdy jeszcze kościół rzymski nie dawał przykładów zgorszenia... Było takich dwóch — oczywiście byli to djabli przebrani za opatów.[2]

  1. Por. H. Lecky Ib. str. 56. „O ukazywaniu się djabla w postaci Chrystusa, patrz rozprawę Gersona w Malleus Maleficarum (Tom II str. 47), także u Ignacego Lupusa „Edicta Sanctae Inquisitiones (r. 1603), str. 185“.
  2. Lecky H. str. 100. „Przez wyrafinowaną złośliwość djabeł, pragnąc rzucić cień na nieskazitelnego duchownego, przybierał jego postać“.