Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie pouczył-że nas o znikomości wiekopomnej słowy: „Jakoś wyszedł nagi z żywota matki swej, tak wrócisz, a nic nie weźmiesz z pracy swojej4“.[1]
„O głupi człowiecze, wspomnij na słowa proroka Jezajasza: „Stargana jest do piekła pycha twoja, upadł trup twój: pościelą twoją będą mole, a przykryciem twojem — robacy!“[2]
„Idź-że, duszo moja, do grobu swego i oglądaj przed czasem trup swój. Przyjrzyj-że się nareszcie, człowiecze, czem jest to cielsko twoje, dla miłości którego wystawiasz się na niebezpieczeństwo potępienia wiecznego! Spójrz: to dwie studnie robactwa — to były oczy twoje, może bezwstydne, ciskające strzały na zabicie niewinności, miotające błyskawice ognia wszetecznego! Te czarne strzępki przegniłego mięsa — były to usta twoje, lubieżne i łakome, i ten twój język złośliwy a brudny! To wielkie gniazdo robactwa — to był brzuch twój, któregoś miał za Boga twego!“.
Opasła jejmość, o twarzy, zapłyniętej tłuszczem, z dwoma nad miarę wydatnemi podbródkami, licząca przeszło czterdzieści wiosen, w przestronnej różowej sukni, zdającej się morzem falbanek, poruszyła się tak żwawo na galerji i tak głośno cmoknęła z zachwytu, że zwróciło to niemal powszechną uwagę. Aptekarz, siedzący na dole, podniósł łysą głowę o klinowatej bródce, spojrzał na wzruszoną głęboko damę świdrującemi oczkami i nie bez złośliwości pomyślał:
„Ma na myśli swoją połowicę“.

W istocie dama, która zajmowała stale co Niedziela

  1. Ekklezjastes V. 14.
  2. Jezajasz XIV. 11.