Göldi powróci wolna, jeżeli nie powiedzie się jej uzdrowienie dziecka...
A zwracając się do obecnych — wparłszy wzrok w przewodniczącego komisji śledczej, dodał.
— Ja, pastor Bleihand, protestuję w imieniu Pana nad Pany przeciw uwolnieniu czarownicy. Widzieliście sami, panowie, że Anna Göldi dowiodła, iż posiada moc czarnoksięską. Albowiem kto potrafił — tak nagle uratować dziecko — wbrew wszelkiej mocy ludzkiej — ten sam rzucił na nie wprzód urok mocą szatana...
Annę Göldi wyniesiono omdlałą do lochu.
Teraz już nikt nie wątpił, że była opętaną przez siłę piekła, służką demonów.
Postąpiono z nią, jak nakazywała najwyższa ostrożność. Bywało, że czarodzieje wydostawali się z murów więziennych, zrywając powrozy, lub usypiając czujność strażników. Ale doświadczenie pouczyło, że nawet moc djabła posiada granice — nie przemaga pewnych zapór, stworzonych sztuką ludzką.
Tedy przykuto Annę łańcuchami do murów, nałożywszy jej obrożę żelazną na szyję i dla większej pewności położono pentagramę mosiężną na progu, przybitą gwoździami ułożonemi w znak krzyża...
To już dawało pewność zupełną...
Czarownica nie ucieknie!
Proces Anny Gőldi trwał długo — blisko pięć miesięcy. Natknął się na mnogie szkopuły proceduralne.