Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
„Bądźmy dobrej myśli, mamo! Jakkolwiek nie zaszło jeszcze nic ważnego, nie mogę wydrzeć się najpochlebniejszym nadziejom.“

Miała słuszność. Nadzieje te niezadługo miały oblec się w szatę pięknej rzeczywistości. Że to była „Szata Dejaniry“ — z trującą powłoką — któż to mógł wtedy przewidzieć?
Od roku 1768 do 1793 dzieliło Joannę dwadzieścia pięć lat. Oczekiwała ją jeszcze świetna karjera, zanim... miała złożyć najpiękniejszą z główek na ziemi pod ostrze gilotyny!

ROZDZIAŁ XX.
Łamanie murów.

Marszałek Richelieu zwykł mawiać: „Kiedy znudzi mnie dobre towarzystwo, udaję się do najgorszego, które jest... najlepsze”.
W tych wypadkach odwiedzał niekiedy osławionego hrabiego Dubarry.
Któregoś dnia w jesieni r. 1768 wieczerzał u niego. Rozmawiali poufnie we cztery oczy. Marszałek rzekł:
— Mam troskę. Zdaje mi się, że Ludwik od czasu śmierci pani Pompadour ściera się za bardzo w ciągłej gonitwie za przygodnemi kochankami. Niema nikogo, przez kogo dałoby się z nim pogadać. Stawia się sztorcem. Zaczyna rządzić, zamiast panować. Francja na tem cierpi. Mam wrażenie, że gdyby mu dać nową faworytę, ustatkowałby się prędzej.