Strona:Leo Belmont - Markiza Pompadour miłośnica królewska.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Robiącego niewinne minki zrugał językiem wcale nie biskupim i zagroził mu, że będzie wypędzony przez delfina, który bardzo się na niego gniewa.
Wezwany sługa, mocny na swojem stanowisku, nie mniej, niż biskup — na swojem, wyraził obłudny żal, że „gniew może zaszkodzić słabemu zdrowiu Delfina“ — bodaj intuicyjnie napomykał na to, że następcy nie uda się doczekać tronu (w istocie rychła śmierć zabrała go za życia królewskiego ojca); ostatecznie wyprzysiągł się na wszystkie świętości, iżby on, uczciwy sługa, „mógłby zdolnym być do niecnych robót podziemnych pana Bonneau“. Było to słynne nazwisko kuplera, który nastręczył Karolowi VII. miłośnicę, Agnieszkę Sorel.
Biskup nastroił również odpowiednio przeciwko grożącemu skandalowi skromną i szczerze nabożną Delfinę, która zaklęła się, że „w razie katastrofy noga jej nie przestąpi progu małych apartamentów, które godnie zajmować mogła księżna de Chateauroux, ale... nie przybłęda“ — i zaniosła wieczorem gorliwą modlitwę do Pana nad Pany, aby odwrócił „nieszczęście, grożące Francji“.

To był dopiero wstęp do mającej rozszaleć się na dworze burzy... Pierwsze pomruki jej stały się jawne, kiedy na początku Kwietnia r. 1745 — bezpośrednio po bytności pani d’Etioles w teatrze Wersalskim — podawano sobie szeptem z ust do ust wiadomość, że król spożywa wieczerzę sam w swoim gabinecie. Działo się to dwa, czy trzy razy z rzędzu, i bystrość słownika dworskiego rychło tajemnicze: „sam“ przełożyła na dostępniejsze: „z panią d’Etioles“.