Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pienia, nie odkrywając tajemnicy swoich, opowiadanych li w modłach Bogu.
Pod wpływem przeoryszy klasztoru przyrodzona dziecinna dobroć Joanny przybrała słodkich odcieni mądrego pogodzenia się z losem — niemal powagi, tak kontrastowej z jej skłonnością do figlów, nie licujących już z jej wiekiem. Wchodząc do klasztoru miała lat 31.
O ile pani Dubarry była poważną w rozmowach z przeoryszą klasztoru, o tyle potrafiła zachować swoje rzeźkie wesele w stosunkach z siostrami zakonnemi, które spoglądały na nią oczyma pełnemi podziwu i mimowolnego szacunku wobec byłej miłośnicy królewskiej. Być może pod wpływem mądrej przeoryszy, a może też własnych przejść życiowych, i one także nie posiadały w sobie pruderji i dewocji. Piękna szczera i łagodna Joanna oczarowała je od pierwszej chwili. Litowały się nad jej niedolą, wyobrażając sobie bodaj z pewną przesadą krach jej szczęścia, po utracie „ukochanego króla“; a ich współczucie i sympatja sprawiały radosną ulgę sercu lubiącej wszystkich czarować pani Dubarry. Niebawem jej wesoła paplanina wprowadziła jakiś ton słonecznej pogody w rozmowy sióstr zakonnych pod gotyckiemi arkadami starych klasztornych budowli i w cieniu wysokich topoli, które szpalerami znaczyły piękne aleje klasztornego parku.
Nadmieńmy jeszcze, że los pani Dubarry nie okazał się tak srogim, jak można było spodziewać się po pierwszych surowych rozporzą-