Przejdź do zawartości

Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie bądź-że tak zajadła,
Przynajmniej względem mnie,
Co to wszystko dobrze wie...
Czyż moja pamięć przepadła,
Czy raczej twoja pobladła?!
Księżniczko, nierządnico,
Zniż harde lico!...[1]

Joanna załamała ręce, gniotąc w nich papier. Oczy jej były pełne łez. Drżące usta powtarzały:
— Zawsze... zawsze... zawsze to samo!
Księżna rzekła:
— Wyśpiewują to na rogach ulic. Znam autora tej piosenki. Powiedzieć ci nazwisko?
Dubarry podniosła ręce do uszu:
— Nie! nie chcę.
— Ależ ten pismak dobrze zasłużył sobie na Bastylję!
— Wszystko jedno. Nikt nie będzie siedział przezemnie w Bastylji.
— Ta piosnka zaszkodzi ci mocno!
— Może... Ale może też prędzej przestaną tak pisać, gdy zrozumieją, że jestem dobra... Nie potrafię mścić się...
— Musisz przynajmniej wiedzieć, kto natchnął paszkwilistę do tej piosenki?
— Po co?!

— Bo musisz być na straży! Ów człowiek tą drogą rozpoczyna kampanję. Chce wprzód unie-

  1. Por. u Goncourt’ow wierszyk: „Drôlesse“ rozdz. IX (P. A.)