Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


    i wyczerpujemy treść tego rozdziału. Nie wyczerpuje ono dziejowego sensu Rewolucji francuskiej na schyłku XVIII stulecia; nie daje w pełni miary konieczności wstrząsu społecznego, ani rachuby fatalnych jego zboczeń na manowce gwałtu i obłędu, ani wagi potężnego pchnięcia ludów Europy przez mękę, trud i walki Francji — w postęp. Ale któż potrafi obliczyć ilość siewnych ziaren, rozrzuconych przez orkan po ziemi oraz ilość połamanych przezeń kłosów i zniszczonego kwiecia? Kto zdoła ułożyć obiektywny i precyzyjny bilans oczyszczenia zarażonego zgnilizną przeszłości powietrza, a zarazem ruiny istnień ludzkich i dóbr zebranych trudami wieków?... Kto odmaluje w pełni pracę wulkanu, wykreśli kierunek potoków lawy, bieg atomów podłego kurzu, wydostającego się z dna na szczyty wraz z drobinami szlachetnego metalu, podniesionego przez wybuch, a bogacącego ludzkość?
    O Rewolucji i jej działaczach setki piór pisały różnie — i pisać będą jeszcze tysiące, a nigdy nie ustali się ostateczny harmonijny sąd o ludziach i ideach tej epoki, o winach jednostek, lub mas, za jej krzywe i krwawe szlaki, o znaczeniu i wartości jej skutków dla ludzkości na przyszłość daleką...
    Lecz to też nie jest naszym obowiązkiem. Piszemy dzieje pani Dubarry i Rewolucja obchodzi nas też tylko, jako tło — wystąpi tak, jak może i musi wystąpić w skrócie psychologicznym, przez pryzmat osobistego losu bohaterki romansu, w związku ze zdarzeniami jej życia i śmierci, oraz przeżyć osób, związanych z nią przez historję i wyobraźnię poetycką.
    Beletrysta będzie tu chwilami ścisłym historykiem, ale także nieraz uda kronikarza, postąpi tak, jak mu każe natchnienie, aby dał amalgamat artystycznej złudy, zbity z rzeczywistości, która miewa niekiedy pozory najwymyślniejszej baśni i z fantazji, która wydać się winna czytelnikowi porywającą prawdą. Rzecz jasna, że i w ten sposób tworzy się dusza olbrzymiego zjawiska — rewolucji, przez stworzoną prawem samodzielnego ujęcia duszę tak zagadkowej istoty, jaką była dziwem swego awanturniczego losu Joanna Vaubernier-Dubarry, — z bruku ulicznego stąpająca wzwyż do łożnicy królewskiej, z niej schodząca wdół zapomnienia, a potem wzwyż — na stopnie szafotu!
    Ktoby zaś żądał od nas syntezy filozoficznej tego okresu, raczy zwrócić się do innej naszej pracy, do studium p. t. „Burzycielski i twórczy pierwiastek w rewolucji“.

    (P. A.).