W drodze powrotnej spotkała księżnę Folcarquier. Szlochająca, złamana, rzuciła się jej w objęcia i zwierzyła jej tajemnicę swej miłości i tajemnicę swego bólu. W końcu spowiedzi dodała:
— To jest najprzykrzejsza rana w mojem sercu.
Księżna Folcarquier zauważyła:
— Ten człowiek postąpił niegodziwie, uciekając bez słowa i odsyłając ci list nieprzeczytany.
— Nieprawda! — zaprotestowała żywo Joanna... On nie może postąpić nieszlachetnie. Zaślubić mnie nie mógł, bo wierzy w opinję mogił lordów Seymour. Postąpił najrozumniej. Gdyby nie uderzył we mnie piorunem swojej wzgardy — nigdy nie wyleczyłabym się z cierpień mojej miłości dla niego. A tak... muszę... potrafię zapomnieć...
— Cóż teraz uczynisz, hrabino?
— Zamknę się ze wspomnieniami błyskawic mojej świetności w Luciennes. Nie pożądam dzisiaj niczego więcej, jeno ciszy i odpoczynku dla duszy. To była już ostatnia burza w mojem życiu. Mam nadzieję, że Bóg pozwoli mi dokonać życia w spokoju...
Omyliła się...
Los gotował jej jeszcze burze serca.
Historja przygotowywała burzę katastrofy, w której miała zginąć śmiercią okrutną.
Bóg drogi swoje osłonił tajemnicą!
Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/129
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.