Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Stęskniony za ojczyzną Francuz — niegdyś znajomy hrabiny Dubarry — prosi przejazdem przez Luciennes o nocleg.“
Przyjęła go. Była przyjemnie zdziwiona przeobrażeniem ordynarnego żołdaka i niezgrabnego grubasa, jakim był ongi, w szykownego markiza. Sprawiał wrażenie innego człowieka. Siadłszy w fotelu, oświadczył:
— Prosiłem o jeden nocleg, ale to nie wyklucza zgody Twojej, hrabino, na dalsze. Albowiem na widok Twojego czaru, nie rozumiem, jak mogłem oddać cię... królowi. Był to błąd nie do darowania, którego już naprawić nie można. Ale skoro Ludwik XV umarł... nic nie stoi na przeszkodzie, abym upomniał się o moje prawa małżeńskie.
Ubawiła ją ta spóźniona pretensja. Była w dobrem usposobieniu, wdała się z nim w rozmowę, przekomarzając się figlarnie. Zaimponował jej nabytą w ciągu lat podróży ogładą, umiejętnością szermowania dowcipem, niepodejrzewaną dotąd w dawnym mruku zdolnością causierie. Opowiadał tak zajmująco o swoich podróżach po Hiszpanji, Włoszech, Polsce, Rosji, że hrabina — zdawna nie widująca gości — zasłuchała się w jego barwnej gawędzie. Rozmowa przeciągnęła się poza północ. I hrabina, która wyrzekła się od czasu wyjazdu do klasztoru stosunków bliższych z płcią męską, dopuściła go niespodzianie dla siebie samej do swojej sypialni.