Strona:Leo Belmont - A gdy zawieszono „Wolne Słowo”.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   5   —

rok twierdzy i grozi wykreśleniem z listy adwokackiej za to, iż ująłem się za kolegami z prasy, oskarżonymi o przestępstwo prasowe...
Jadę — bez nadziei zwycięztwa.
Bowiem wiatr wieje chłodny od północy i strąca liście...
Człowiekowi, który ma za sobą jedną osądzoną sprawę, a przed sobą w perspektywie nową — wolno być przesądnym.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

„Cokolwiek zajść ma, niech uderzy we mnie“.
Tymczasem ślę przyjaciołom „Wolnego Słowa“ serdeczny uścisk dłoni za mnóstwo gorących dowodów przyjaźni, jakie otrzymałem w listach w ciągu lat pięciu...
I tylko jedno słowo jeszcze:
Niech nie przypisują losu mego reakcji rządowej. Bowiem jest to największem z kłamstw, że reakcja rządowa jest matką reakcji społecznej.
Przeciwnie! jest ona ukochaną córą reakcji społecznej, która łoży na wychowanie tamtej wszystkie zasoby swojej bezmyślności, apatji, nędzy umysłowej i moralnej.
Reakcja rządowa utrudnia mówienie, ale społeczna głodzi pisarzy i odbiera im głos wolny...