Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ci mógł dać tutaj jakąkolwiek pomoc? Twoja służba? Portyer i lokaj to moi ludzie. Udzieliłem im właśnie ośmiu dni urlopu. Już ich tutaj niema. Pokojówka? Kucharka? Mieszkają w drugiem skrzydle tego domu, a sam mi nieraz mówiłeś, że stąd tam nic nie słychać. No i któżby jeszcze? Twoja żona? Ależ ona śpi już spokojnie i zdaleka od tego pokoju i nic nie słyszała. Szymon, twój stary sekretarz? związaliśmy go mocno w chwili, kiedy nam otwierał bramę. Aha, zresztą a propos Szymona Bournef...
Mężczyzna z czarnym wąsem zapytał:
— O co chodzi?
— Bournef, czy sekretarz dobrze zamknięty!
— W loży portyera.
— Czy wiesz gdzie się znajduje pokój pani domu?...
— Trafię według wskazówek udzielonych mi poprzednio.
— Idźcież więc tam wszyscy i przyprowadźcie tutaj panią i sekretarza.
Czterej mężczyźni wyszli z sali, a zaledwie zniknęli, przywódca bandy pochylił się żywo nad swoją ofiarą i rzekł:
— Oto jesteśmy sami, Essares. O to mi właśnie w sytuacyi? Jak widzę, to się łudzisz jeszcze jakiemiś nadziejami. Masz źle w głowie chyba. Któżby chodziło. Skorzystajmy z tej chwili.
Pochylił się niżej i mówił tak cicho, że Belval z najwyższym trudem pochwytał jego słowa.
— Ci ludzie to są idyoci, któremi kieruję według mojej woli i którym nie zdradzam nawet drobnej części moich planów. Tymczasem mwy dwaj, Essares, możemy się doskonale porozumieć. Nie chciałeś tego przyznać, i oto do czego cię to doprowadziło. Dajże spokój, stary, porzuć twój niedorzeczny upór i nie rozdrażniaj mnie niepotrzebnie. Schwytaliśmy cię w pułapkę, jesteś bezsilny, pozbawiony jakiegokolwiek środka obrony. Więc zamiast narażać się na tortury, które i tak wkońcu złamią twoją wolę, ugódź się ze mną lepiej. Równy podział. Czy do-