Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Don Luis potrząsł nim brutalnie.
Essares jęknął:
— Złoto... moje złoto...
— A!... o tem myślisz, stary łotrze!... To cię interesuje!...
Wybuchnął śmiechem:
— Mogę cię dokładnie poinformować... worki ze złotem są w mojej kieszeni, naturalnie w przenośni, jakże bowiem 180 worków złota wpakować do kieszeni...
Gest protestu u Essaresa:
— Kryjówka...
— Kryjówka?!... nie istnieje dla mnie!... Jeżeli Koralia tu jest!... Wszak ukryłeś ją wśród worków złota... Cóż ci pozostaje teraz... Sadzę, że jedynie to cacko...
Podał mu rewolwer, który tamten pochwycił machinalnie i skierował przeciw Arseniuszowi. Ale ramię odmówiło mu posłuszeństwa.
— Widzisz! — rzekł Lupin — sumienie twoje buntuje się i nakazuje ci, abyś nie przeciwko mnie, ale przeciwko samemu sobie broń tę skierował... Essares!... co ci po życiu!... Odebrano ci tę, którą po swojemu kochałeś i złoto, które było twoim najwyższym ideałem!... A teraz co ci pozostaje: hańba, zgryzota, więzienie i gilotyna!... Czyż nie piękniej, nie lepiej wycofać się samemu, nie zmuszać nas, abyśmy cię w ręce władz oddali... Essares!... okaż się dżentelmenem!...
Essares opierał się z trudem przemożnej, przygniatającej go woli Arseniusza Lupin. Rozumiał dobrze, że Lupin ma racyę, że życie jego, Essaresa, niewarte już złamanego szeląga.
Zwolna podniósł rewolwer do skroni... Lecz gdy poczuł zimne dotknięcie stali — wzdrygnął się i ręka opadła bezwładnie.
— Co? boisz się?... Wstydź się, Essares!... Tyle razy zadawałeś śmierć innym, a teraz miałbyś stchórzyć, gdy chodzi o ciebie?! Ja cię zresztą bynajmniej nie namawiam do samobójstwa... Rób