Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jako świadectwo jego agonii i być może oskarżeniem nieprzyjaciela, który go zabił i jego ukochaną.
Zaczął czytać półgłosem:
„Zapisuję to wszystko po to, by kiedyś po latach zasłużona kara spotkała bandytę.
Koralia i ja umrzemy niezawodnie, ale przynajmniej nie zginiemy bez śladu... ktoś się dowie — jaka była przyczyna naszej śmierci”...
Kilka dni temu powiedział do Koralii:
— Odpychasz pani, moją miłość, okazujesz mi wstręt i nienawiść... Dobrze, przyjmuję to do wiadomości, ale zginiesz i ty i twój kochanek... Zabiję was w ten sposób, że nikt nie będzie mógł podejrzywać we mnie winowajcy waszej śmierci... Wszyscy będą przekonani, że to samobójstwo... Znasz mnie Koralio, wiesz że nie jestem z tych ludzi, którzy, rzucają pogróżki na wiatr... Wszystko już przygotowane do czynu!...
„Istotnie wszystko już przygotował... Nie znał mnie wprawdzie wcale, ale musiał wiedzieć, że się spotykamy tutaj — w tym pawilonie... I dlatego postanowił, aby właśnie ten pawilon — był naszym grobem...
W jaki sposób zamierza nas zabić?... Niewiadome. Może mamy umrzeć z głodu?... Już od czterech godzin jesteśmy uwięzieni... Zatrzasnęły się za nami ciężkie dębowe drzwi... Wszystkie inne wyjścia, okna i drzwi — zostały zamurowane — widocznie tej nocy... ucieczka niemożliwa... Co z nami będzie?“...
Tutaj urywał się odsłonięty kawałek pamiętnika na ścianie...
Patrycyusz rzekł:
— Widzisz, Koralio, oni przechodzili te same męczarnie, jakie my obecnie przeżywamy... Tak samo dręczyli się bezsilnem oczekiwaniem...
Czytajmy dalej:
Oderwał znowu kawałek deski i czytał dalej:
„Ach! gdybym tylko ja sam miał cierpieć i umierać!... Ale najstraszniejsze przeczucie, że pociągam za sobą w otchłań ukochaną Koralię... Biedactwo