Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mienia, dosyć szeroki, aby mógł po nim przejść człowiek, trzymając się rynien i słupów balkonów.
Postanowił natychmiast stwierdzić, wzdłuż jakich pokoi biegnie ten gzyms. Jednym z tych pokoi była siedziba starego Szymona.
— Czy on stamtąd nie wychodził — zapytał żołnierzy, pełniących straż przed drzwiami.
— Chyba że nie, panie kapitanie. W każdym razie myśmy mu drzwi nie otwierali.
Patrycyusz wszedł i nie zajmując się starym, który palił ciągle swoją zgasłą fajeczkę, przetrząsnął cały pokój, powodowany podejrzeniem, że nieprzyjaciel mógł tutaj znaleźć kryjówkę.
Nie znalazł nikogo. Ale w starej szafie odkrył szereg przedmiotów, których poprzednio w czasie licznych rewizyi, dokonywanych w towarzystwie sędziego Desmalionsa nie widział. A zatem była tam drabinka sznurowa, lampka elektryczna, zwitek jakichś sznurków.
— To dziwne. Skąd się te rzeczy tutaj wzięły? Czyżby Szymon schował je tutaj bezmyślnie, bez żadnego określonego celu? Albo może stary waryat jest narzędziem w ręku wroga. Zanim stracił rozum znał go tego wroga i kto wie, być może jeszcze dzisiaj ulega jego wpływom.
Szymon siedział przy oknie, obrócony plecami do Patrycyusza... Kapitan Belval zbliżył się i zadrżał. Stary Szymon trzymał w ręku wieniec żałobny z czarnych i białych pereł... z datą: 14 kwietnia 1915 r....
— To na grób twoich przyjaciół nieprawdaż, Szymonie, zaniesiesz jutro ten... wieniec — bo to na dzień jutrzejszy przypada rocznica...
Pochylił się nad starcem, który sądząc snąć, że mu chcą odebrać wieniec — przycisnął go silnie do piersi — gwałtownym ruchem.
— Nie bój się... nie mam zamiaru odbierać ci go... Do jutra, stary Szymonie, do jutra... Koralia i ja stawimy się punktualnie... I może wzruszenie przywoła twój zaćmiony umysł do przytomności...