żancie! Zapytaj swego sumienia, a pewien jestem, że cię osądzi, jak na to zasługujesz...
Don Luis mówił prawdę. Widząc, jak dalece śmierć Marji-Anny i Sauveranda zmienia sytuację, uważał za wskazane ukryć się czasowo. Nie uczynił tego wcześniej, gdyż oczekiwał ciągle wiadomości od Florencji Levasseur. Niestety, oczekiwał ich daremnie. Florencja trwała w uporczywem milczeniu. Don Luis zdecydował się więc nie narażać się nadal na coraz prawdopodobniejsze aresztowanie.
I rzeczy wiście, przewidywania jego sprawdziły Mazeroux zjawił się nazajutrz rozradowany w mieszkanku przy ul. Rivoli.
— A to się panu upiekło! Weber mało się nie wściekł, skoro się dowiedział, że mu ptaszek z klatki wyfrunął. Zresztą, trzeba przyznać, że sytuacja jest coraz bardziej zagmatwana. W prefekturze policji zupełnie głowy potracili i sami nie wiedzą, czy mają ścigać Florencję Levasseur. Musiał pan to w gazetach czytać! Sędzia śledczy twierdzi, że ponieważ inżynier Fauville zabiwszy syna, sam popełnił samobójstwo, sprawa jest tem samem skończona i Florencja Levasseur nic z tem nie może mieć wspólnego. Jak się to panu podoba! Co?... Dobry sobie jest ten sędzia! A zabójstwo Gastona Sauveranda! Czyż to nie jasne, że ona w tem brała udział! Tak jak we wszystkiem zresztą! Przecież to u niej znaleziono te notatki, tyczące się listów i wybuchu w willi Fauville, a następnie...
Mazeroux nie dokończył zdania, onieśmielony wzrokiem don Luisa i rozumiejąc nareszcie, że szef więcej niż kiedykolwiek dba o Florencję.
— Et, lepiej nie mówmy o tem wcale. Przyszłość okaże, kto miał rację...
Dni płynęły spokojnie. Mazeroux przychodził
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/284
Wygląd
Ta strona została przepisana.