Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   87   —

tierce, dziś zaś rano, o godzinie ósmej, jednego z nich już brakowało. Znaczy to, że jabłko znalezione w ogrodzie jest niezaprzeczenie tem czwartem jabłkiem, które zostało „naznaczone“ zębami tej nocy. Otóż znak ten uczyniony jest pani zębami.
— To nie ja... To nie ja!... To nie jest ślad moich zębów!... — bełkotała pani Fauville.
— A jednak...
— Przysięgam to na zbawienie wieczne... na śmierć moją! Tak,.. umrzeć... Raczej śmierć, niż więzienie!... Odbiorę sobie życie... popełnię samobójstwo!...
Oczy stanęły jej kołem. Wyprostowała się, czyniąc gwałtowny wysiłek, ażeby powstać. Siły jednak odmówiły jej posłuszeństwa i zachwiawszy się na nogach, padła zemdlona.
Gdy rzucono się do niej, aby ją cucić, brygadyer Mazeroux dał znak Perennie i rzekł doń zcicha:
— Niechaj szef zmyka!
— Ach, więc rozkaz zatrzymania mnie został cofnięty? Jestem wolny?
— Szefie, proszę spojrzeć na to indywiduum, które weszło tu przed dziesięcioma minutami i rozmawia z prefektem. Czy zna szef tego człowieka?
— Do stu piorunów! — mruknął Perenna, przyjrzawszy się tęgiemu mężczyźnie o czerwonem obliczu, który nie spuszczał go z oka... — Do stu piorunów! Wszak to jest agent Weber...
— I poznał szefa! Od pierwszego spojrzenia rozpoznał w panu Lupina! Z nim niema żartów! To szczwany lis! Niechaj sobie szef przypomni te wszystkie figle, jakie mu w swoim czasie wypłatał. Czy nie jest rzeczą możliwą, że pomyśli on teraz o rewanżu?
— Czy ostrzegł prefekta?
— Tak, do dyabła i prefekt nawet dał rozkaz agentom, ażeby dali na pana baczenie. Jeżeli pan nie zechce dotrzymać im kompanii, to pana przytrzymają.
— W takim razie niema na to rady.
— Jak to, niema rady? Trzeba wyprowadzić ich w pole i to jaknajzręczniej.
— Na co mi się to przyda, skoro powrócę do siebie, a adres mój jest im znany?