Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   85   —

— Mój adwokat? — spytała, zrozumiawszy całe znaczenie tej uwagi.
I nagle, z szalonem wprost zdecydowaniem i z tym okrutnym wyrazem twarzy, jaki mają ludzie w chwilach wielkiego niebezpieczeństwa, uczyniła to, do czego ją zmuszano. Otworzyła usta... Błysnęły białe zęby i zagłębiły się w owocu.
— Stało się! — rzekła.
Prefekt wziął w ręce obydwa jabłka, aby je porównać. Obecni zgromadzili się przy nim i naraz wszystkie usta wydały identyczny okrzyk...
Obydwa nacięcia zębów nie różniły się niczem!...
Zapewne, że chcąc stwierdzić osiatecznie zupełne ich podobieństwo, absolutną analogię każdego zęba, trzeba było oczekiwać wyniku fachowej ekspertyzy. Była jednak rzecz jedna nie ulegająca wąpliwości, mianowicie zupełne podobieństwo podwójnej, w łuk wygiętej linii. Na obydwóch jabłkach łuk ten zaokrąglał się w jednakowy sposób.
Zapanowało zupełne milczenie. Pan Desmalions podniósł głowę. Fauville stała bez ruchu, sina, przeniknięta szalonym strachem. Niestety, wszystkie objawy strachu, zdumienia, oburzenia, które mogła symulować dzięki swemu nadzwyczajnemu talentowi aktorskiemu, nie były w stanie obalić tymczasowego dowodu, który zjawiał się przed jej oczami.
Obydwa nacięcia były identyczne, a zatem jedna i ta sama szczęka pozostawiła ślad swój w obydwóch jabłkach...
— Pani... — zaczął prefekt policyi.
— Nie!... nie!... — wrzasnęła w ataku prawdziwej furyi. — Nie... to nieprawda!... To tylko sen straszliwy! Nie... Pan mnie nie każe uwięzić, nieprawdaż? Ja, w więzieniu?! Ależ to straszne! Cóżem ja takiego uczyniła? przysięgam panom, że się mylicie...
— Ach, głowa mi pęka! — wołała dalej, chwytając się oburącz za głowę. — Co to ma wszystko znaczyć? A przecież nie jestem zbrodniarką!... Wszak nic o niczem nie wiem... O wszystkiem dowiedziałam się dopiero od was dziś rano... Czyż mogłam przypuszczać coś podobnego! Mój biedny mąż... i Edmund, który mnie tak kochał...