Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   54   —

śmierć przy pomocy piekielnie zatrutej igły, zadano im śmierć obu tak, jak to uczyniono z inspektorem Verotem, jak to uczyniono z Ameryrykaninem Morningtonem!...
— Ażeby to pioruny!... — powtórzył jeszcze Mazeroux. — I warto było czuwać nad nimi, warto było czynić tyle przygotowań, aby tych nieszczęśników ocalić od śmierci?
Był w tych słowach wyrzut pod adresem Perenny, który to zrozumiał i... potwierdził:
— Masz racyę, Mazeroux — powiedział. — Nie stałem na wysokości zadania.
— Ja tembardziej, szefie.
— Ty?... ty?... Ty zajmowałeś się tą sprawą dopiero od wczorajszego wieczoru...
— I pan także...
— Tak, przyznaję, od wczorajszego wieczoru, podczas gdy oni przygotowywali się do zbrodni od całych tygodni... Zawsze jednak oni wydarli im życie, choć ja tu byłem... Ja, Lupin!... Mord został dokonany w moich oczach, a ja nic nie widziałem... Nic... Czy to możliwe?!...
Perenna odsłonił kołdrę i wskazał widniejący na ramieniu ślad ukłócia.
— To samo piętno śmierci, które widzieliśmy u ojca. — rzekł. — Dziecko to nie cierpiało zdaje się więcej, niż ojciec. Biedny chłopiec! Jakież nieszczęście spotyka jego matkę!
Brygadyer płakał z wściekłości i żalu, powtarzając wciąż:
— Ażeby to pioruny!... pioruny!...
— Mazeroux, pomścimy się, co?
— Czyż potrzeba to mówić? Pomścimy się w dwójnasób.
— Raz wystarczy, Mazeroux. Raz, ale dobrze!
— Ach, przysięgam!
— Dobrze, przysięgnijmy, że te dwie ofiary będą pomszczone. Przysięgnijmy, że nie spoczniemy, dopóki mordercy Hipolita Fauville’a i jego syna nie zostaną należycie ukarani.
— Przysięgam na zbawienie wieczne!
— Dobrze — rzekł Perenna.— A teraz do dzieła! Idź natychmiast zatelefonować do prefektury policyi o tem, co zaszło. Jestem pewien, że prefekt