Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/398

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   392   —

że Arseniusz Lupin, trzymający się brzegu studni i opierający swe stopy o wewnętrzne obelkowanie studni, pozwoli się zgładzić ze świata, jak pierwszy lepszy? Pan znajdowałeś się w odległości piętnastu do dwudziestu metrów odemnie i nie stać-by mię było na to, aby jednym susem wyskoczyć na wierzch i narazić się na kule twego rewolweru, wtedy, gdy szło o ocalenie Florentyny Levasseur i samego siebie? Ależ, drogi panie, najmniejszy wysiłek by wystarczył, bądź o tem święcie przekonany. Jeżeli nie uczyniłem tego, to jedynie dlatego, że miałem daleko lepszy sposób. I wyjawię go panu, jeśli oczywiście pragniesz się z nim zapoznać. Tak? A więc się dowiedz, drogi panie!
I don Luis przedstawił swój sposób ocalenia. Oto wiedział on, że w starych studniach znajdowały się zazwyczaj dwa otwory, jeden zwracający się ku niebu, drugi zaś wychodzący z podkopu. Ten drugi otwór znajdował się tuż przy grocie, a można się było doń przedostać podziemnym korytarzem. Don Luis, zoryentowawszy się szybko, że ma do czynienia z taką właśnie na stary sposób budowaną studnią i namacawszy nogami otwór, przedostał się w ten sposób aż do samej groty, gdzie musiał tylko odbić trochę gliny, gdyż wyjście było zalepione cienką stosunkowo warstwą gliny, aby znaleźć się w sąsiedztwie Florentyny i usłyszeć cały monolog zbrodniarza.
Don Luis opowiadał o swej przygodzie, nie przestając odwracać krępowanego powrozami kalekę to na jedną, to znów na drugą stronę, jakby miał do czynienia ze zwykłym pakunkiem.
— Czyż to nie zajmujące? — pytał. — Nie przypuszczał pan wcale, że uda mi się przedostać ostrożnie do głębi groty, do znajdującej się tam Florentyny. A najkomiczniejszą chwilą było, gdym słuchał pańskich dyalogów: „Odpowiedz! tak, czy nie? Jedno skinienie głowy, Florentyno, zadecyduje o twoim losie. Jeśli tak, to cię uwolnię. Jeśli nie, to umrzesz. Odpowiedz więc Florentyno. Jedno skinienie głowy... Tak? Czy nie?”
— A koniec zwłaszcza — ciągnął dalej don Luis — był pyszny, gdy pan wdrapał się na szczyt